poniedziałek, 1 lutego 2016

Azja Południowo-Wschodnia - pakiet praktycznych porad

Takie podróżnicze Zosie-Samosie z nas. Kiedy gdzieś wyjeżdżamy, to od początku do końca ogarniamy wszystko samodzielnie - od trasy, przez transport i noclegi, po to gdzie na miejscu chcemy pójść i co zobaczyć. Samodzielnie to nie znaczy samemu! Nie korzystamy z usług biur podróży, ale garściami czerpiemy z doświadczeń innych - blogerów oraz osób, które mogą nam doradzić bezpośrednio. Dlatego właśnie chcemy się z Wami podzielić tym, jak zorganizowałyśmy wyjazd do Azji Południowo-Wschodniej. Czytajcie i korzystajcie :)!

1. Przygotowania.


Po pierwsze, bilety - jako, że nie zawsze działamy konwencjonalnie, najpierw były bilety powrotne. Czemu? Trafiłyśmy na mega okazję - bilety na termin, w którym chciałyśmy wracać na trasę Bangkok-Warszawa za 300 zł! To była błyskawiczna akcja: Justyna je wyhaczyła w internecie, skontaktowałyśmy się telefonicznie i stwierdziłyśmy - kupujemy, za taką kasę, to nawet jak nie polecimy, to tragedii nie będzie! (Nie jest to rzecz nie do zrobienia, Rainbow Tours wypuszcza czasem takie super tanie loty - najwidoczniej nie sprzedaje wszystkich miejsc na wycieczkach zorganizowanych, więc można korzystać z wolnych miejsc w samolocie). Bilety do Bangkoku dostałyśmy za niecałe 1000 zł, więc łącznie wyszło nas 1300 zł na łebka - da się ;).

Po drugie, trasa - najpierw brałyśmy pod uwagę Birmę, Tajlandię, Malezję, Indonezję, Wietnam, Laos i Kambodżę. Ale miałyśmy 7 tygodni, więc trzeba było wybrać. Poczytałyśmy trochę o wizach, kwestiach bezpieczeństwa, transporcie, wstępnie ogarnęłyśmy, co warto byłoby zobaczyć - i tak zapadła decyzja o trasie. Przyzwyczajone do podróżowania stopem, kupiłyśmy nawet mapę! Nakreśliłyśmy na niej trasę, no i... później ani razu tej mapy już nie użyłyśmy :p.


Po trzecie, informacje praktyczne - czyli czytanie blogów podróżniczych, stron internetowych nt. państw, do których jedziemy, zerkanie na przewodniki. No i nieoceniona pomoc babci Oli, która przygotowała nam dokumenty z mega przydatnymi informacjami - o walutach, transporcie, wizach, cenach niektórych rzeczy, atrakcjach wartych zobaczenia. Możemy się podzielić, jeśli ktoś by chciał :)!

Po czwarte, kasa - do Azji bardziej od euro opłaca się wziąć dolary. Są dwie opcje - pojechać z całością kwoty, którą przewidujemy wydać albo mieć kartę walutową i na niej dolary. My wybrałyśmy drugą możliwość. Jak to działa w praktyce? Zakładamy w danym banku konto złotówkowe i walutowe. Na złotówkowe przelewamy jakąś kwotę i korzystając z platformy e-FX możemy on-line dokonać przewalutowania dowolnej kwoty na dolary, które lądują na naszym koncie walutowym. Bardzo wygodne, można tych operacji dokonywać nawet podczas podróży (musimy mieć tylko urządzenie mobilne i internet). A np. bank BZ WBK ma bardzo korzystne kursy - wychodzi nam taniej niż gdybyśmy korzystali z kantoru. Warto tylko dokładnie jeszcze w Polsce ogarnąć wszystkie szczegóły (bo np. w rzeczonym banku z tej platformy można korzystać tylko w dni powszednie w danych godzinach). Pieniądze za granicą wypłacamy tak czy tak w walucie danego kraju, ale słyszałyśmy, że i tak bardziej nam się to opłaca niż gdybyśmy korzystali z polskiej karty. Wówczas najpierw by nam po niezbyt korzystnym kursie przewalutowało ze złotówek na dolary i potem np. na bahty. Kiedy przeliczamy sobie nasze finanse, należy także pamiętać o tym, że bankomaty pobierają prowizję i że w niektórych krajach mamy ograniczenia kwoty wypłacanej.
A i jeszcze dwie sprawy: warto pojechać z dwoma kartami, bo w Wietnamie dostałyśmy prawie zawału serca, kiedy bankomat połknął nam jedną kartę (na szczęście udało nam się ją odzyskać, ale mogło być inaczej). Na sam początek dobrze mieć trochę dolarów w gotówce - choćby dlatego, że lądując w Bangkoku od razu musiałyśmy wymienić dolary na bahty, żeby było za co dojechać do miasta ;).
Kartę, grubszą kasę, paszport oraz co ważniejsze dokumenty nosiłyśmy w money beltach (można takie kupić np. w Decathlonie za 35 zł), czyli w takiej skrytce pod ubranie.


Po piąte, szczepienia - prawda jest taka, że my trochę tą kwestię olałyśmy. W krajach, które odwiedziłyśmy nie ma obowiązkowych szczepień, są tylko zalecane. Zatem to od Ciebie zależy, czy chcesz się zaszczepić na dane choroby, czy nie. Trzeba też pamiętać, że każda szczepionka ma swoją cenę, niektóre z nich trzeba wykonać z większym wyprzedzeniem i nie tylko raz. W internecie bez trudu można znaleźć wykaz szczepień do każdego kraju świata (na część z chorób jesteśmy szczepieni tak czy tak). Nie należy wariować! Zagrożenie np. malarią jest minimalne i to tylko w niektórych regionach, a tabletki na malarie bardzo wyniszczają wątrobę. Spotkałyśmy wielu śmiałków z tymi tabsami i ich sobie nie chwalili. Dodatkowo słyszałyśmy, że gdy ugryzie Cię już taki felerny komar, to niezależnie czy jesteś szczepiony czy nie, musisz udać się do szpitala i przyjąć te same leki.

Po szóste, ubezpieczenie - jak już olałyśmy szczepienia, to stwierdziłyśmy, że się chociaż ubezpieczymy! Rozważałyśmy różne opcje, oferta tych największych ubezpieczalni jest dość droga, więc brałyśmy głównie pod uwagę ubezpieczenia dla młodych. Stanęło koniec końców na karcie ISIC - nasze karty mają ważność 1,5 roku, podstawa plus świadczenia dodatkowe (jak ubezpieczenie bagażu, czy od zdarzeń zaistniałych podczas uprawiania sportów ekstremalnych) wyniosły nas ok. 130 zł. I tu jedna ważna uwaga! Jeśli nie szczepicie się na choroby tropikalne, to nie kupujcie ubezpieczenia od tych chorób.

Po siódme, sprzęt - czyli kilka słów o elektronice w trasie. Pierwsza kwestia to aparat: obowiązkowo musi być, ale rozkminiałyśmy nad tym, czy wziąć małpę, która robi zdjęcia niezłej jakości, czy porywać się na podróżowanie z lustrzanką. Wygrał mniejszy aparat - ze względów bezpieczeństwa i komfortu (w Azji wilgotność jest bardzo duża). Kolejną rzeczą były telefony, które łączą się z internetem. Miałyśmy swoje telefony z Polski plus na wszelki wypadek jeden dodatkowy. Plan był taki, że będziemy kupować w każdym z państw miejscową kartę SIM plus internet (ceny są bardzo niskie), ale okazało się, że nie ma takiej potrzeby. Roaming generalnie łapał (Ola jest w T-Mobile i miała początkowo problemy z zasięgiem w Laosie, a w Wietnamie przez cały pobyt), ale w każdym z miejsc miałyśmy wi-fi, dzięki któremu byłyśmy w stałym kontakcie ze światem. Pierwszy raz podróżowałyśmy też z komputerem - a tak dokładniej notebookiem. I bardzo nam się przydał - do przechowywania zdjęć, planowania dalszej podróży (noclegi, bilety itp.), pisania bloga, czy oglądania filmów w długiej trasie :). Świetnym pomysłem jest też powerbank! Będąc dwa dni w sleeping-busach można było podładować sobie telefon czy odtwarzacz muzyki.

Po ósme, pakowanie - myślałyśmy, że to będzie największe wyzwanie! Zazwyczaj, kiedy wyjeżdżamy na 2-3 tygodnie nasze plecaki ważą ok. 20 kg. Dlatego, kiedy przeczytałyśmy na blogach, że dobrze byłoby mieć bagaż ważący do ok. 12 kg, pomyślałyśmy - "Ta, jasne!". Ale, uwaga, udało nam się! Nie wzięłyśmy namiotu, cieplejsze rzeczy ubrałyśmy na siebie (bo wyjeżdżałyśmy z Polski, kiedy było chłodno), więc standardowo w naszym bagażu znalazła się podstawowa apteczka, kosmetyczka, ręcznik szybkoschnący, śpiwór, rozrywki (karty, gazety), klapki, sandały i buty trekkingowe (akurat one się NIE PRZYDAŁY - w Azji było za ciepło, więc stanowiły ozdobę naszego plecaka), peleryny przeciwdeszczowe (też średni pomysł - było na nie za ciepło, dlatego chyba lepszą opcją jest mały parasol) oraz ciuchy (spokojnie, jak czegoś zapomnisz, to możesz kupić na miejscu za śmieszne pieniądze ;)). A i w Azji wszędzie można wyprać ubrania w pralni, za niedużą kwotę - ale w zimnej wodzie! Także odradzamy pakowania najlepszych rzeczy z szafy.

2. Internety - czyli z jakich stron/aplikacji korzystałyśmy przed podróżą i w jej trakcie.


Dwie pierwsze pozycje, to podarunki od naszej niezastąpionej Ilse! MAPS.ME to bezpłatna aplikacja z mapami, które działają off-line. Trzeba mieć tylko GPS, bo apka działa na podstawie danych z Twojej lokalizacji oraz map, które są wcześniej ściągnięte (więc jak tylko złapiecie neta, to ściągnijcie potrzebne mapy miast i krajów). Pokaże gdzie jesteśmy, co w pobliżu możemy znaleźć, a także jak dojść do danego punktu. Nieraz ta aplikacja uratowała nam tyłek! http://www.travelfish.org/ to internetowy przewodnik po Azji Południowo-Wschodniej z całą masą praktycznych wskazówek, np. jak w najszybszy i najtańszy sposób dostać się z pkt A do pktu B oraz co warto zobaczyć :).

Cztery następne strony posłużą nam do szukania noclegu - niemal na całym świecie. Wpisujemy gdzie, kiedy i w ile osób chcemy pojechać i wyskakuje nam bardzo wiele opcji - możemy je przefiltrować wg różnych kryteriów, a przy wyborze posłużyć się opiniami osób, które miały okazję być w danym miejscu. Warto porównać dany obiekt na kilku stronach - czasem różni się na nich cenowo. Każda z tych stron funkcjonuje też jako aplikacja mobilna, gdzie pojawia się więcej ofert specjalnych i w tej wersji np. Booking nie ma przedpłaty przy rezerwacji.

Ostatni blok stron to wyszukiwarki lotów po okazyjnych cenach - my mamy polubione je wszystkie (a pewnie i nawet jeszcze więcej :p) na Facebooku, więc te najlepsze aktualne okazje pokazują się nam na bieżąco ;).

3. 20 praktycznych wskazówek z własnego doświadczenia.



A na koniec taka mała dygresja - tak na dobrą sprawę od momentu naszego powrotu (czyli już 2,5 miesiące temu!) nikomu nie opowiedziałyśmy całej historii naszego tripa i nie miałyśmy sposobności, żeby pokazać zdjęcia. Ale ostatnio w końcu nadarzyła się okazja - miałyśmy przyjemność wystąpić z naszą prelekcją w gdańskiej kawiarni podróżniczej: Południku 18. I...


...no właśnie tak - zainteresowanie spotkaniem przekroczyło nasze najśmielsze oczekiwania! Przyszłyśmy z lekkim stresem pod Południk i wtedy na prawdę zaczął się prawdziwy stresior - chętnych na posłuchanie naszej prezentacji było tyle, że przekroczyło to wręcz możliwości pojemności kawiarni. Dziękujemy wszystkim obecnym!
Za kolejny punkt obieramy zorganizowanie prezentacji w miejscu, który pomieści więcej osób - zatem czekajcie na wieści :)!

Mamy nadzieję, że nasze wypociny przydadzą się w planowaniu Waszego niezapomnianego wyjazdu ;)!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz