czwartek, 15 października 2015

Z odwiedzinami w minionych stolicach Tajlandii

Teraz czas na post, który powinien pojawić się jakiś tydzień temu i na który tak bardzo, bardzo, bardzo nie miałyśmy czasu! Jesteśmy już w Laosie (tak dokładnie to w Luang Prabang), po drodze było jeszcze Chiang Mai i urodzinowa przygoda na Mekongu, ale musicie uzbroić się w cierpliwość - wszystko sukcesywnie będziemy wrzucać na bloga ;)!
Czas na opowieść o minionych stolicach Tajlandii, czyli Ayutthayi i Sukhothai. Obydwie są wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Oba miasta są bardzo popularne wśród turystów, gdyż można w nich zobaczyć niezwykłe ślady kultury sprzed wieków, chodzić wśród świątyń i odwiedzać kolejne wizerunki Buddhy.
Zacznijmy od Ayutthayi. Z Bangkoku jest kilka sposobów dotarcia tutaj: do wyboru mamy taksówkę, busa, mini van albo pociąg. Cała trasa to 80 km. My wybrałyśmy pociąg, bo była to najtańsza opcja (uwaga, uwaga: bilet w 3. klasie kosztował 20 B, czyli 2 zł!!!) i ponoć przejazd z Tajami powinien być w doświadczeniu turysty. Generalnie, było bardzo czysto, ale też dość pusto i to prawda, że gdyby było więcej ludzi, to w tym klimacie mogłybyśmy się podusić. Usiadłyśmy na samym początku, okazało się, że była to oddzielona część (nie wiemy, czemu, bo napis był po tajsku) i konduktor wygonił stamtąd wszystkich prócz mnicha i nas. Nie wiemy, czemu tak się stało, czy dlatego, że jesteśmy białe/podróżującymi białymi kobietami/Ola jest blondynką/pan konduktor oddał nam swe serce (naprawdę!)/jesteśmy nami. Podróż bez komplikacji, na krótki dystans polecamy pociąg. Przejechałyśmy tylko niecałe 2 h na północ, a już powietrze było nieco inne – nie takie lepkie i można było dostrzec niebo i słońce. Na drugą stronę rzeki musiałyśmy przepłynąć łódeczką i zaczęło się poszukiwanie naszego hostelu. Nie było to łatwe, bo Ayutthaya nie jest tak multikulturowym miastem jak Bangkok i ludzie nie mówią tam po angielsku (co jest dziwne, bo uczą się go w szkole). Plan miasta też nie ułatwiał nam poszukiwań, bo wszystkie ulice przecinają się pod kątem prostym i nie są dobrze oznaczone.
Gdy w końcu znalazłyśmy hostel i zostawiłyśmy rzeczy, chciałyśmy rozejrzeć się po mieście, co też nie okazało się łatwe, ponieważ mapa, którą dostałyśmy była bardzo kiepska, a miasto okazało się większe niż przypuszczałyśmy (konieczny był rower!). Zanim dotarłyśmy do informacji turystycznej, było już późne popołudnie. Ayuatthaya nas zaskoczyła również tym, że Park Historyczny nie jest jednym zwartym miejscem, tylko ruiny są rozrzucone po całym mieście, koło współczesnych budynków. Polecane przez panią z informacji turystycznej są: Wat Chai Watthanaram, Wat Mahathat, Wat Phra Ram i Wat Phra Si Sanphet. Jednak my polecamy się trochę zgubić, bo największe wrażenie zrobił na nas Wat Thammikarat. To niezaznaczone na turystycznej trasie miejsce skrywa w sobie przepiękne ogrody, całą masę figurek i rzeźb zwierząt (koguty wiodą prym nawet nad słoniami!), w małych świątyniach czuwają mnisi. W gąszczach schowane są wizerunki Buddhy pośród, których chodzi się wąskimi ścieżkami. Można też znaleźć takie kwiatki jak Budhha otoczony migającymi kolorowymi, choinkowymi światełkami ;)! Jest cicho, spokojnie i bez ludzi :).
Generalnie w każdym mieście niemalże na każdym kroku można spotkać market i my bardzo chętnie korzystamy z każdej takiej okazji ;). Naszym odkryciem był mały food market obok świątyni Wat Mahathat (jest otwarty późniejszym popołudniem). Było na nim mega tanio, a jedzenie wyglądało przepysznie! Niestety byłyśmy najedzone, więc pożywiłyśmy się tylko świeżymi owockami.




















Zniechęcone poszukiwaniami stacji autobusowej w Ayutthayi, skorzystałyśmy z oferty dojazdu do Sukhothai proponowanej przez nasz hostel, która nie była taka droga (ok. 55 zł za osobę, 6 h jazdy). Można było też zorganizować sobie bilet taniej - w kasie kosztował ok. 35 zł, ale dworzec autobusowy jest poza miastem na autostradzie i trzeba tam dojechać tuk-tukiem (taka logika!). W samochodzie, który odebrał nas z hostelu, siedziała już blondynka. Od razu zaczęłyśmy rozmowę i właśnie tak zaczęła się nasza kilkudniowa przygoda z Ilse ;). Dzięki temu, że poznałyśmy Ilse, zmieniłyśmy wybór naszego hostelu na miłe miejsce prowadzone przez Rosjanina, gdzie jaszczurki czuły się bardzo jak „u siebie”.
W Sukhothai spędziłyśmy cały dzień – jeżdżąc naszymi kolorowymi rowerkami w pełnym słońcu po Parku Historycznym, pierwszy raz poczułyśmy prawdziwy wakacyjny klimat tropikalnej Tajlandii. Sukhothai zaczarowało nas zapierającymi dech w piersiach widokami. Jest to miejsce, w którym czas się zatrzymał. Tamtejsze zabytki pochodzą z XIII wieku i zachwycają swym urokiem. Park jest różnorodny – na każdym kroku spotykasz jeziorka, mostki, kolorowe kwiaty, a kiedy popatrzysz trochę dalej, widzisz zielone pola i góry. W tej idyllicznej scenerii zatrzymujesz się przy kolejnych wizerunkach Buddhy i Watach. Wszystko tworzy jedną, spójną i niezwykle urokliwą całość. Możesz też pojechać trochę dalej i się zgubić – jak my. Zobaczysz wtedy jak mieszkają ludzie na obrzeżach miasta w swoich chatkach, a także możesz natrafić na stado krów (innych niż w Polsce), które pasą się na terenie kilkusetletnich ruin ;). Dodatkowo na mini-markecie na terenie parku można ochłodzić się przepysznymi smoothisami (jedyne 3 zł)! Absolutnie polecamy :D!!!
Na teren Parku Historycznego z centrum jedzie się ok. 20 min i tuk-tukowi płacisz 5 zł. Jest też możliwość złapania autobusu – w mieście to nie takie łatwe, łatwiej jest w drodze powrotnej (kosztuje 3 zł). Wejście do parku kosztuje 100 B (10 zł), jeśli odjedzie się dalej, żeby zobaczyć zabytki poza tym terenem, płaci się dodatkowe kilka złotych.














Historyczne stolice Tajlandii są niewątpliwie warte zobaczenia, choć znacznie bardziej podobało nam się w Sukhothai. Jeśli nie masz wystarczającej ilości czasu, to możesz pominąć Ayutthayę, jednak Sukhothai to absolutny must have! W każdym z tych miast starczy spędzenie jednego pełnego dnia. I koniecznie pamiętajcie o rowerach ;)!
A teraz idziemy spać (u nas już 00.30), bo jutro o wschodzie słońca wybieramy się na procesję mnichów!
Dobrej nocy :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz