piątek, 9 października 2015

Ze słoniami za pan brat!

Słonie są symbolem Tajlandii, a będąc w Chiang Mai spotkanie z nimi to must-have niemalże każdego turysty!!! Rozważałyśmy taką opcję, więc jako przykładne turystki przeszłyśmy się po okolicznych biurach, żeby porównać oferty. Ilse obstawiała przy tym, żeby w miejscu, do którego pojedziemy nie praktykowano przemocy i ujeżdżania słoni. Jako że ma zawsze rację, wzięłyśmy jej zdanie bardzo mocno do serca. Zdarza się tak, że pierwsza pojawiająca się możliwość jest najlepsza, więc zostałyśmy przy tym, co proponował nam nasz hostel. Od momentu podjęcia przez nas decyzji Ilse cieszyła się jak dziecko, a dziś rano już w ogóle była zajarana jak gwizdek, zwłaszcza po pierwszej kawie (a mrożona kawa jest tu ogromna, pyszna i przetania, bo pół litra kosztuje maksymalnie 4 zł!) :D.

Obowiązkowe wyposażenie na kilkugodzinną wizytę u słoni:
- ręcznik,
- strój kąpielowy na sobie,
- aparat,
- spray na komary,
- krem z filtrem.
Cena takiej przyjemności: 1800B (ok. 180 zł) <są też takie za 120 zł, ale w programie mają tresurę słoni i jeżdżenie na nich>
Jak to wygląda w praktyce?
Przywitał nas piękny widok dżungli, pól ryżowych i gór w tle. Pomimo chmur, zieleń jest tu niezwykle soczysta, a po drodze spotykasz drzewa z mango i marakują (jak u nas grusze czy jabłonie). Poznałyśmy naszych towarzyszy, założyłyśmy tradycyjne wdzianka i wraz z wielkim zapasem bananów poszłyśmy przywitać się z 3 dużymi słoniami (z których 2 są w ciąży) i 3-miesięcznym Dumbo. Słonie wciągały banany jak odkurzacze, generalnie są głodne cały czas (jak my!) - w ciągu dnia zjadają 200-300 kg. Mały Dumbo pije jeszcze tylko mleko matki, więc nie interesował się bananami, ale czasem wpadał na nas na swoich chwiejnych nóżkach! Jedyne chwile grozy dawało się odczuwać, kiedy dostawałyśmy do rąk nową dostawę bananów i słonie zaczynały nacierać na nas niczym czołgi. Ale to tylko nasze obawy, te piękne zwierzaki są całkowicie bezpieczne, żywią się roślinami, a ich zęby są na tyle głęboko położone, że można im wkładać banany prosto do buzi lub siedzieć między nimi bez żadnych lęków ;). Po karmieniu słonie były bardzo zadowolone, opiekunowie świetnie się bawili robiąc nam milion zdjęć, kiedy nasze twarze były wciągane niczym odkurzaczem, słonie przytulały nas trąbą itd.









Następnie słonie wyprowadziły nas na spacer do dżungli (miało być inaczej, ale to one tu są miejscowe!). Te wielkie zwierzęta świetnie sobie radzą przedzierając się przez chaszcze. Kiedy słonie baraszkowały po dżungli, my ślizgając się i rozmawiając z naszymi przewodnikami (którzy pokazywali nam roślinki, które można zjeść lub które mogą uratować nam życie), zeszłyśmy na lunch.
Słoniami opiekuje się typowa tajska wiejska rodzina. W swojej chacie nie mają prądu, bieżącej wody, ale za to jest mnóstwo dzieciaków i radości. Usiedliśmy wszyscy razem i zostałyśmy poczęstowane czym chata bogata, było niesamowicie pysznie, jadłyśmy między innymi owoce i ryby, których nazw nawet nie znamy. A wszystko oczywiście z miską ryżu :D.




Najedzone i szczęśliwe, więc przyszedł czas na SPA. Słoniowe SPA ;)!!!!!!! Czyli powrót do czasów dzieciństwa, gdzie zabawa w błocie była najlepsza :D. Możecie wyobrazić sobie tylko radość chłopców, którzy straszyli nas żabami i robakami, no i mogli rzucać i smarować nas błotem. Ku naszej uciesze nie zostawałyśmy im dłużne. Najszczęśliwsze były słonie, które nie pozostawając nam wszystkim dłużne, swoją radość okazywały obrzucając nas błotem za pomocą trąby :p. Rozchachane i umorusane wydostałyśmy się z naszego bagienka i przyszedł czas na zmycie błocka w rzece. Oczywiście skończyło się na wielkiej pluskaninie, w przerwach której czyściłyśmy słonie i siebie. Mniej lub bardziej skutecznie (RIP nasze stroje kąpielowe). Z wielką pomocą chłopaków dostałyśmy się po błocie i mostku do naszych ubrań, pożegnałyśmy z naszymi wielkimi, dzikimi przyjaciółmi i zaczęłyśmy długą, śpiącą i górzystą drogę do naszego domu.






Podsumowując, z całego serca wszystkim polecamy Dumbo Elephant Spa (https://www.facebook.com/dumboelephantspa?ref=br_rs), ponieważ jest to miejsce przyjazne dla słoni oraz jedyna i niepowtarzalna okazja do zobaczenia jak można żyć w XXI wieku w niezwykłych okolicznościach przyrody ;)! Jeżdżenie na słoniach wcale nie wydaje się atrakcyjniejsze niż to, co przeżyłyśmy - zwłaszcza, że poznałyśmy tam cudownych ludzi, którzy przyjęli nas jak swoich :).



Zostajemy jeszcze w Chiang Mai dwa dni, Ilse wylatuje pojutrze o bladym świcie na Krabi, a my najprawdopodobniej we wtorek wypływamy do Laosu. Trzymajcie za nas kciuki i czekajcie na kolejne wieści ;)!

Pozdro 600 heheheh

4 komentarze:

  1. Cudownie.Jestem pewna ,że dzisiejszy dzień pozostanie w Waszej pamięci na długo.Życzę więcej takich dni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądając zdjęcia trudno rozstrzygnąć, kto się lepiej bawił taplaniem w błotku : słonie, Tajowie czy Pani Magister... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacja!Fotki i wspomnienia będą bezcenne. Czekam na kolejne newsy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowna przygoda! :) A zdjęcia ze słoniami macie bezbłędne :D

    OdpowiedzUsuń