piątek, 2 października 2015

Chapnął nas szoczek

Czy żyjemy?
Zdecydowanie tak.
Czy wychodząc z lotniska dostałyśmy mokrą szmatą w twarz?
Nie było tak źle.
Czy nam się podoba?
Jest tu na tyle inaczej, że nie da się określić.

Nasi mili Państwo, JESTEŚMY W BANGKOKU!
Do tej pory, to co jest dla nas najbardziej uderzające to:
- zapach/smród (to chyba ich olej :p)
- powietrze, które lepi się do skóry (kiedy nie leje deszcz) - prysznic nic nie daje...
- kable niczym liany w dżungli zwisające zewsząd
- ceny, które są zastraszająco niskie - taniej niż w Biedronce!
- jedzenie, które atakuje nas z każdej strony (dla zainteresowanych: nie, nie schudniemy)
- kontrasty w miejskim krajobrazie
- mili Tajowie - zero angielskiego, milion chęci do pomocy :)

Autobusu nie da się tu złapać - bo nie ma rozkładów ani przystanków, Tajowie gotują na ulicy, jak coś kupisz, to nie ma gdzie tego zjeść, najszybszy środek transportu to łódź, soki wyciska się maszynką do mięsa na ulicy, tuk-tuki atakują z każdej strony, gdziekolwiek wchodzisz musisz zdjąć buty, nie ma komarów, robaków ani szczurów na ulicy i w Mc'u sprzedają Fantę z bitą śmietaną.
Różnice kulturowe uderzają, a my chłoniemy tą inność!

Wstawiamy parę dotychczasowych zdjęć, enjoy!














Co jeszcze w Bangkoku????????????
- ping pong show
- chińska i indyjska dzielnica
- największy rynek na świecie (obkupimy się!)
- jeszcze duuużo zjeść :p

Nie martwcie się tak o nas, jakoś przeżyjemy tę przygodę ;)!

2 komentarze:

  1. Oleńko.podobno autobusy zatrzymują się między przystankami-wystarczy machnąć ręką.Justynko-hamuj,to dopiero 2 dzień, a już poderwałaś Tajczyka-przed wami jeszcze 40 dni-strach się bać.

    OdpowiedzUsuń